Właśnie zorientowałam się, że ostatni post opublikowałam ponad miesiąc temu. Ale dawnooo...... To tylko uzmysławia mi, że czas jest bardzo relatywny, bo z jednej strony miesiąc to długo a z drugiej nawet nie wiem, kiedy ten czas uciekł mi przez palce. Dużo się działo, o tak, niestety nie w szyciowych tematach :(
Ale mamy wiosnę, ja jestem gotowa do działania, dzisiaj uzupełniłam zapasy flizeliny, której używam do robienia wykrojów, porządki w tkaninach także zrobione - postaram się o więcej życia na made-by-ola.
Dzisiaj pokażę Wam sukienkę, którą uszyłam dla siebie jakieś dwa-trzy lata temu. Stwierdziłam jednak, że żółty to nie mój kolor i wrzuciłam ją na spód szafy. Jakiś czas temu sukienkę wyszperała moja siostra i zobaczyła w niej większy potencjał niż ja :) I fruuuuuu - poleciała :)
Kiedy Kamila ją założyła, pomyślałam sobie: Wow! Fajnie jej w tej sukience!
Sukienka została uszyta na bazie sprawdzonej góry, użytej wcześniej w
malinowej sukience (wykrój 108 z burdy 03/2011). Dla mnie to jeden z przebojów Burdy, widziałam go już na wielu blogach. Jedyna modyfikacja to pełne plecy zamiast dosyć głębokiego wycięcia (jakie możecie zobaczyć w malinowej). Dół to przymarszczony prostokąt. Prosta, urocza sukienka - to co Ola lubi! :)
Użyłam miękkiej dzianiny, sukienka jest wygodna, przewiewna, myślę, że sprawdzi się latem (jedynym minusem może być fakt, że ściągnie wszystkie muszki z okolicy :)).
Po przeglądnięciu szafy okazało się, że ta sukienka to nie jedyna rzecz jaką zachomikowałam i jest warta pokazania na blogu, ale to już w kolejnych postach....
Do zobaczenia! Pozdrawiam!